2/28/2018

Bell Mat Liquid Lips, matowa pomadka w płynie, 03 Love Story.

Cześć!

Już od kilku lat trend matowych ust jest bardzo popularny i taki pewnie jeszcze pozostanie przez długi czas. Zdecydowana większość popularnych marek kosmetyczny specjalizujących się w kolorówce, posiada w swojej ofercie matowe pomadki. Za modą tą podąża również firma Bell, mająca w swojej ofercie kosmetyki w przystępnych cenach oraz ogólnodostępne (jest w Pl ktoś, kto nie ma dostępu do Biedronki? tam je właśnie m.in. znajdziecie). I tak właśnie któregoś razu, podczas zakupów, postanowiłam, że sprawdzę, czy matowa pomadka w płynie Mat Liquid Lips, odcień 03 Love Story, posiada jeszcze jakieś zalety, oprócz niskiej ceny i ogólnej dostępności.

Opakowanie pomadki nie wyróżnia się niczym szczególnym. Charakterystyczne dla pomadek w płynie, czy błyszczyków. Ot, zwykłe plastikowe.

Nie jest zaskoczeniem, że pomadkę nakłada się na usta za pomocą takiego aplikatora.

Odcień 03 nosi nazwę Love Story i jest brudnym różem tudzież różem z domieszką nude. Jest to kolor nieoczywisty, a zarazem, w moim mniemaniu, bardzo uniwersalny. Myślę, że pasuje do każdego typu urody. Jest to idealny odcień zarówno do makijażu dziennego, jak i wieczornego- przy mocniej podkreślonych oczach, będzie ładnie dopełniał całości.

Pomadka bardzo dobrze rozprowadza się na ustach. Zastyga dość szybko, ale daje chwilę na ewentualne poprawki. Ma przyjemny, niechemiczny posmak, który szybko znika. Na ustach tworzy ładną matową powłokę, estetyczną i miłą dla oka. Niektóre matowe pomadki mają tendencję do robienia z ust "wysuszonego rodzynka", w tym wypadku na szczęście tak nie jest i usta elegancko się prezentują. Komfort noszenia także zasługuje na uwagę, gdyż pomadka nie tworzy "skorupy" i jest praktycznie nieodczuwalna.
Jeśli chodzi o trwałość to Bell Mat Liquid Lips wcale nie odbiega od pomadek droższych. Widząc szklankę z której piłyście, nikt nie zapyta "who's that lipstick on the glass?", gdyż pomadka ta nie migruje z ust podczas picia. Jeśli zjecie kanapkę, zapewniam że pomadka nadal zostanie na ustach. Natomiast jeśli wsuniecie tłuste gorące flaki- to już nie gwarantuję, że Wasze usta nadal pozostaną nieskazitelnie równo pokryte pomadką, ale tego "eksperymentu" nie przetrwała u mnie nawet pomadka burżujska ;) Wiadomo, że nic nie może wiecznie trwać, dlatego pomadka Bell z czasem schodzi z ust. Ciężko powiedzieć, czy będą to 3 godziny, czy 6, bo zależy to głównie od tego, jakie warunki bytowania będzie miała zapewnione. Niemniej, gdy już zacznie się ścierać, robi to całkiem estetycznie.
Kosmetyk ten nie wysusza ust, aczkolwiek nie wiem, czy podobnie rzecz ma się, gdy używa jej się codziennie, zapominając przy tym o regeneracji i używaniu pomadek nawilżających. 

A tak prezentuje się na ustach. Uznajmy, że moja "fryzura" to efekt zamierzony, biedna maDka nie ma czasu pójść do fryzjera 🙊

Cena tej pomadki to ok. 9zł, więc jest bardzo przystępna. Z dostępnością, jak już wspomniałam, nie powinno być problemu. Z tego co mi wiadomo, to w tej serii pomadek znajduje się 5 kolorów- troszkę mało, ale są one na tyle zróżnicowane, że każda kobieta powinna znaleźć wśród nich pasujący odcień (nadal podtrzymuję uniwersalność nr 3).  
Podsumowując Bell Mat Liquid Lips to bardzo dobra pomadka, warta uwagi, jak też tych kilku złotówek, które kosztuje. Ja na pewno zaopatrzę się w kolejne (a fuksji nie odpuszczę na pewno!) :D 

Lubicie mat na ustach?
Znacie tę serię pomadek Bell?
Jak Wam się podoba ten kolor?

2/23/2018

Rozstępy w ciąży. Jak zapobiegać rozstępom.

Cześć Kochani!

Nie wiem jak inne Mamy, ale ja uwielbiałam swój ciążowy brzuszek. Im bardziej zaokrąglony, tym bardziej był dla mnie uroczy, a gdy widać już było kopniaki mojej Maluszki, oszalałam totalnie! Wraz z rosnącą Dziecinką, rozciągała się skóra na brzuchu, do tego stopnia, by pod koniec ciąży wyglądać tak:

Widzicie? Ani jednego rozstępu!
Tak, myślę, że mogę się tym pochwalić. Podczas ciąży namiętnie śledziłam fora/grupy "Brzuchatek" i wiem, że rozstępy to jeden z tych większych przyziemnych problemów większości przyszłych matek. Wiele z nich szuka sposobu, jak rozstępom zapobiegać, inne chcą się ich pozbyć, bądź chociaż zmniejszyć ich widoczność. Ja też obawiałam się tego "niepożądanego zjawiska" i do dnia porodu nie mogłam mieć pewności, czy mój brzuch będzie wyglądał jak przed ciążą. Często zdarza się, że kobieta przez całą ciążę nie ma rozstępów, po czym pojawiają się one podczas porodu. U mnie na szczęście, do samego końca, skóra na brzuszku nie rozeszła się.

Według krążących w internetach opinii, tendencja do powstawania rozstępów jest dziedziczna. Jeśli w ciąży pojawiły się one u Twojej mamy, prawdopodobnie będziesz je miała również Ty. Kierując się tą opinią, spodziewałam się, że mój brzuszek prędzej, czy później, zrobi się w prążki. Tak się nie stało. Zatem, na moim przykładzie, teoria, co do tego, że powstawanie rozstępów mamy zapisane w genach, nie potwierdza się.
Być może rozstępy nie pojawiły się na moim brzuchu w ciąży, ani po porodzie, bo nie mam do nich tendencji? Nie jest to prawdą. W okresie dojrzewania, gdy dość szybko rosłam, wystąpiły rozstępy na moich udach i są one po dzień dzisiejszy. Natomiast po kilkunastu dniach kamienia piersią, te nieestetyczne paseczki pojawiły się u mnie także na biuście. Zatem, moja skóra jest podatna na tworzenie się tych mankamentów.

Jak udało mi się uniknąć rozstępów na brzuchu w czasie ciąży?

 
Do końca nie mogę mieć pewności, być może po prostu miałam farta. Ale... już w pierwszych tygodniach ciąży zaczęłam dbać o skórę na brzuchu. Każdego wieczora, po kąpieli wmasowywałam w nią olej kokosowy. Do tej pory, ten jakże popularny surowiec kosmetyczny, nie gościł w mojej pielęgnacji. Jednak, chcąc zapobiec nieestetycznemu rozciągnięciu skóry, systematycznie po niego sięgałam. Jak widać, z dobrym skutkiem. Leżąc na sali przedporodowej, spotkałam dziewczynę, która była bardzo zdziwiona, że mam taki ładny brzuszek. U niej rozstępów pojawiło się bardzo dużo, choć, jak mówiła, używała przeróżnych kremów, nawet tych za milony monet. U mnie zadziałał zwykły olej kokosowy. Może to tylko przypadek, tego nie wiem.
Wiem natomiast, że mogę Wam polecić olej kokosowy jako sposób na zapobieganie rozstępom. Skoro drogie kosmetyki nie działają (przykład koleżanki z sali), a olej kokosowy kosztuje grosze, a u mnie (chyba) zapobiegł, to chyba warto jednak sięgnąć właśnie po niego.
 
Podsumujmy. Mam dziedziczną skłonność do powstawania rozstępów (mojej Mamie w ciąży się pojawiły), mam skórę podatną do ich występowania (mam je na udach i piersiach), a jednak w ciąży, na brzuchu nie pojawił mi się ani jeden prążek. Dlatego mogę stwierdzić, że olej kokosowy zapobiega powstawaniu rozstępów. I sposób ten gorąco polecam wszystkim Brzuchatkom, choć nie daję 100% gwarancji, że zadziała on i u Was.

A czy Was, kochane Mamuśki, spotkał problem rozstępów?
Znacie jakieś inne skuteczne sposoby na zapobieganie tym prążkom?
A może uważacie, że nie da się ich uniknąć?
 
 

2/19/2018

Organiczna czarna maska do twarzy (black face mask), Iva Natura.

Hejka !
 
Nie wyobrażam sobie pielęgnacji twarzy bez maseczek. Kiedyś stawiałam głównie na czyste glinki, które rozrabiałam z wodą/hydrolatem, czasami dodając oleju. Jednak w ciąży z lenistwa, a teraz z ograniczonej ilości czasu, sięgam po gotowe maski. Jedną z nich jest organiczna czarna maska do twarzy, Iva Natura.
 
 
Maseczka, którą ja posiadam, znajduje się w plastikowym słoiczku o pojemności 50ml. Kupić ją można w pełnowymiarowej wersji 250ml.
 
Skład kosmetyku przedstawia się następująco:
 
Jak nietrudno się domyśleć po nazwie, maska ma czarny kolor.
 
 
Moja opinia:
Konsystencja maski jest odpowiednia- nie za rzadka, nie za gęsta, kremowa. Porównując do maseczek glinkowych, one są bardziej papkowate, natomiast ta maska... mydlana (kojarzy mi się z rozmiękniętym mydłem). Niemniej, nałożona na twarz, nie spływa z niej, a i też rozprowadza się na skórze bardzo dobrze. Kosmetyku nie potrzeba wiele, by pokryć nim całą buźkę. Jest przez to bardzo wydajny i tak jak niebywale rzadko opisuję produkty miniaturowe, tak w przypadku tej maski, dzięki jej wydajności, mogłam poznać ją na tyle dobrze, by zamieścić jej recenzję. Opakowanie 50ml wystarczyło na wiele użyć. Maseczka ta nie zastyga na twarzy. Zmywanie jej do najprzyjemniejszych czynności nie należy, ponieważ ślizga się ona na skórze. Jednak używając do zmycia gąbeczki, da się ten problem załagodzić. Niestety, nic nie da się poradzić na "upapraną" na czarno umywalkę 😆
Maskę należy nałożyć na twarz na 5 minut. Wydawać by się mogło, że to dość krótko. Ale ona w tym czasie robi na prawdę niezłą robotę! Po pierwsze, fantastycznie matowi twarz i to nie na godzinkę, czy dwie. Ja widzę zmatowienie ok. 2 dni, czego żadna maska mi nie zafundowała. Po drugie, bardzo dobrze oczyszcza pory. Poza tym, łagodzi istniejące na twarzy zmiany zapalne, podsusza je i przyspiesza gojenie. Obserwując jej doraźne działania, uważam, że stosowana systematycznie ma szanse poprawić stan cery problematycznej. Ja za sprawą ciąży nie martwię się, jak na razie, problemami z cerą, ale gdy miewałam chwile kryzysu na mojej buźce, maska ta ratowała ją z opresji.
Kosmetyk ten ma dość silne działanie. Będąc w ciąży, miewałam momenty, że moja cera była wrażliwa. Wtedy też maska ta okazywała się zbyt mocna i powodowała zaczerwienienie skóry. Dlatego też osoby z wrażliwą, delikatną skórą, raczej nie powinny po nią sięgać. Natomiast pozostali, zwłaszcza osoby z cerą problematyczną, jak najbardziej powinni poznać ów produkt.
Jest jednak jedna wada tej maski- jej cena: 99zł/250ml. Ale przekładając ją na działanie i wydajność- warto! Dla mnie kosmetyk ten to PE-TAR-DA!
 
 
Znacie tę maskę?
Jacy są Wasi maseczkowi ulubieńcy? :)
 


2/15/2018

Arganowy płyn micelarny (woda micelarna), Equilibra.

Cześć Kochani!
Kosmetyki do demakijażu idą u mnie jak przysłowiowa woda. Głównie stawiam w tej kwestii na płyny micelarne, nie przepadam natomiast za mleczkami. Miceli używam nie tylko do zmywania makijażu, ale też przemywam nimi twarz rankiem oraz odświeżam w ciągu dnia. Jednym z tego typu kosmetyków, który towarzyszył mojej codziennej rutynie pielęgnacyjnej, jest woda micelarna/ arganowy płyn micelarny, Equilibra.

Opakowaniem produktu jest plastikowa, przeźroczysta butelka o pojemności 200ml.
Butelka zaopatrzona jest w pompkę, co jest dla mnie mile widzianym rozwiązaniem.
Na opakowaniu znajdziemy informacje dotyczące produktu.
Skład kosmetyku:
Woda jest przeźroczysta, wygląda jak ... woda (!) :D

Moja opinia:
Kosmetyk ma przyjemny, delikatny zapach, charakterystyczny dla produktów związanych z olejem arganowym (wysoko w składzie tej wody znajdziemy Sodium Arganamphoacetate- delikatną substancję myjącą pozyskiwaną z oleju arganowego). Aplikacja kosmetyku jest bardzo sprawna, dzięki pompce, działającej bez zarzutu i "rozsądnie" dozującej wodę.
Produkt bardzo dobrze odświeża skórę i skutecznie usuwa zanieczyszczenia, jakie nagromadziły się na buźce w ciągu nocy. Pozostawia skórę gładką, bez tłustego czy lepiącego filmu. Twarz po przemyciu tym płynem staje się bardzo przyjemna w dotyku. Woda bez zarzutów radzi sobie też z demakijażem, nie straszne jej matowe pomadki, czy mascary (nie wiem jak z wodoodpornymi, bo takich akurat nie używałam). Wystarczają dwie dozy płynu na wacik i oko/usta są oczyszczone. Jeśli chodzi o pełny makijaż oczu- cienie, eyeliner i tusz, to w tym wypadku trzeba zużyć trochę więcej produktu, powiedzmy ok. 2-3 wacików nasączonych płynem. Porównując do innych płynów micelarnych, jakie znam, woda ta jest standardowo wydajna.
Będąc dobrym produktem oczyszczającym, kosmetyk ów jest jednocześnie delikatny dla skóry. Nie spowodował podrażnień, ani też mnie nie uczulił.
Plusem jest oczywiście przyjazny skład płynu.
W moim subiektywnym rankingu płynów micelarnych , wodę tę mogę umieścić bardzo wysoko. W zasadzie nie mam nic do zarzucenia temu kosmetykowi, spełnia swoje zadanie bez zarzutów, do tego jest wydajny oraz ma dobry skład. Jeszcze nie raz zagości w mojej łazience.
Cena: ok. 15-18 zł
Dostępność: Equilibra Sklep, Stacjonarnie

Znacie tę wodę?
Macie swoich ulubieńców w dziedzinie demakijażu?
Czego aktualnie używacie?

2/13/2018

ChillBox Luty 2018- walentynkowe pudełko-niespodzianka.


Hejka!

Kosmetycznych pudełek-niespodzianek jest na naszym rynku bardzo dużo. Swego czasu bardzo chętnie je kupowałam, emocje towarzyszące odkrywaniu tajemnicy kolejnego boxa były warte grzechu, jednak gdy przytłoczył mnie nadmiar kosmetyków, zrezygnowałam z tej zabawy.

Ostatnio skusiłam się jednak na zakup pewnego, znanego Wam zapewnie pudełka, jakim jest ChillBox. I tak oto wczoraj zagościło u mnie lutowe pudełko. Co spowodowało, że zdecydowałam się na jego zakup? Jak oceniam pudełko? Czy ostatecznie jestem zadowolona? Tego wszystkiego dowiecie się poniżej :)


Produktem, który spowodował, że postanowiłam kupić owego boxa, jest ujędrniające serum pomarańcza, Mokosh. Miałam ochotę na ten kosmetyk już od dawna. Decydując się na zakup pudełka, wiedziałam, że płacąc niewiele więcej, niż kosztuje samo serum, będę miałam jeszcze kilka innych rzeczy. Tak więc, gdy tylko pojawiła się ta podpowiedź dotycząca zawartości, wiedziałam, że pudełko będzie moje!

Bardzo ucieszyła mnie książka "Sztuka Kochania" Michaliny Wisłockiej, która znalazła się w pudełku. Swego czasu było o niej głośno, ale jakoś do tej pory nie zagościła w mojej biblioteczce. Teraz będę miała okazję zobaczyć, o co tyle szumu ;) Krem do rąk Głębokie odżywianie i regeneracja, La Cafe de Beaute, jest produktem, który również mnie ucieszył. Po pierwsze- tego typu kosmetyków nigdy za dużo, po drugie- będę miała okazję poznać nową (dla mnie) markę. Kremowy peeling do twarzy Vis Plantis, Helix Vital Care- przyda się, choć w pudełkach niespodziankach kosmetyki drogeryjne są dla mnie mało atrakcyjne. Markę lubię, tego peelingu akurat nie znam, zobaczymy jak się sprawdzi.

Batonik Buri Peri, Papagrin już został skonsumowany, może być ;) Puder do kąpieli Organique raczej mi się nie przyda, ale komuś go sprezentuję. Suszone płatki róż pewnie wypróbuję jako herbatkę.

Lampion zawsze spoko, choć jego kolor zdecydowanie nie mój. A podgrzewaczy nigdy za wiele ;-)

W pudełku znalazły się jeszcze dwa kody rabatowe.

Podsumowując, serum, książka oraz krem do rąk bardzo mnie ucieszyły. Peeling się przyda, podobnie jak płatki róż i tealighty. Gdybym dysponowała wanną, to puder do kąpieli także sprawiłby mi radość. Z lampionem zastanowię się co będzie dalej ;-) Generalnie pudełko dość dobrze wpisało się w walentynkową tematykę.
Biorąc pod uwagę moje gusta i preferencje oceniam pudełko 4/5. A patrząc na cenę i zawartość- zdecydowanie 5/5!


Znacie Chill Boxa? Kupujecie?
A może jakieś inne kosmetyczne pudełka-niespodzianki są przez Was zamawiane?
 

2/12/2018

Powrót po długiej przerwie. Dlaczego mnie nie było?

💓💓💓Cześć Kochani!

Caaałe wieki mnie tu nie było, mam jednak nadzieję, że ktoś jeszcze pamięta o mnie i o blogu i zechce dalej czytać moje wpisy. Zaniedbałam prowadzenie bloga, przyznaję :( ale teraz powracam i mam nadzieję, że wena mnie nie opuści, a czas będzie dopisywał. Nigdy nie myślałam, żeby całkowicie zarzucić pisanie, wszak jest to moją pasją, potrzebowałam chyba jednak dłuższej przerwy.

Zanim jednak powstanie post charakterystyczny dla tematyki tego bloga (którą zamierzam rozszerzyć), chcę wyjaśnić Wam, co stało za tak długim milczeniem z mojej strony. Ci z Was, którzy podglądają mnie na Instagramie (ZAPRASZAM!) są zorientowani w temacie :)
Otóż, wraz z końcówką ubiegłego roku, po raz pierwszy zostałam MAMĄ! W ciąży, jakoś nie miałam weny do pisania postów. Choć czas ten był cudowny, czułam się wspaniale, to jakoś nie mogłam "zmusić" się, by zasiąść przy komputerze i pisać recenzje. A że pisanie na siłę nie przynosi satysfakcji, odpuściłam sobie na pewien czas. Wolałam odpoczywać czytając książki, czy też przeglądając macierzyńskie fora. Teraz z nową siłą powracam :)

Oprócz postów kosmetycznych zamierzam dodać także kilka wpisów na temat ciąży, porodu i tego typu spraw. Myślę, że wrażenia "pierwiastki" w tych tematach mogą pomóc innym Kobietom, które po raz pierwszy zostaną Mamami. Choć moje wspomnienia z porodu są na tyle humorystyczne, że przypuszczam, iż nie tylko przyszłe Mamy chętnie je poczytają- mam nadzieję ;)

Dziękuję tym z Was, którzy nadal ze mną są i mam nadzieję, że choć trochę czekaliście na nowe wpisy i cieszycie się razem ze mną z reaktywacji bloga. Trzymajcie kciuki, żeby wena ze mną pozostała i posty pojawiały się regularnie.

Dajcie proszę znać, co sądzicie na temat rozszerzenia tematyki bloga o wpisy ciążowe i macierzyńskie. Jak już wspominałam, chciałabym o tym pisać, jednak interesuje mnie też Wasze zdanie w tym temacie.

Ściskam Was serdecznie!