1/26/2016

Mój krem nr 12 do cery mieszanej, tłustej i trądzikowej, ze świeżego naparu ziołowego, Fitomed

Cześć Kochani!

Krem do twarzy jest elementem stanowiącym podstawę pielęgnacji każdej cery. Potrzebny jest on skórze mieszanej, suchej, tłustej ... O ile tonik nie jest używany przez każdego, niektórzy twierdzą, iż jest to kosmetyk zbędny, tak po krem sięga każdy- jeden to minimum, choć zazwyczaj są to dwa tego typu produkty- na dzień i na noc. 
Ostatnio, filar pielęgnacji mojej twarzy stanowił Mój krem nr 12 do cery mieszanej, tłustej i trądzikowej, ze świeżego naparu ziołowego, Fitomed.
Na opakowaniu znajdziemy następujące informacje na temat produktu:
Skład (swoją drogą, jak przystało na Fitomed, bardzo ładny):
Krem znajduje się w plastikowym słoiczku, o pojemności 50ml.
Pod nakrętką znajduje się dodatkowe zabezpieczenie produktu.
Krem ma jasno-beżową barwę. Jego konsystencja jest gęsta, a jednocześnie lekka.
Moja opinia:
- krem ma charakterystyczny ziołowy zapach, mnie osobiście się podoba, gdyż lubię takie wonie, aczkolwiek nie każdy nos się nim zachwyci;
- krem jest gęstawy, ale ma lekką konsystencję, w pierwszym kontakcie ze skórą sprawia wrażenie tłustawego, jednakże rozprowadza się bezproblemowo, szybko wchłania;
- na skórze nie pozostawia lepiącego, ani tłustego filmu, sprawia wrażenie lekko matowej satynowej powłoczki;
- używam go pod makijaż (podkład mineralny) i bardzo dobrze współgra z make-upem;
- mojej skórze zapewnia odpowiednie nawilżenie, choć na duże mrozy był troszkę zbyt mało treściwy;
- ogólnie sprawił, że twarz stała się gładka, przyjemna w dotyku, bez suchych skórek;
- przyjemnie łagodzi podrażnioną cerę, koi i zmniejsza zaczerwienienia;
- o ile na częstotliwość pojawiania się niedoskonałości w moim przypadku nie ma znaczącego wpływu, tak sprawia, że goją się one znacznie szybciej;
- skład bogaty w komponenty przyjazne dla cery mieszanej;
- nie zapycha cery (a mam do tego wybitną skłonność), nie uczula;
- jest to produkt wydajny, niewielka ilość wystarcza na jednorazową aplikację;
- cena produktu niewygórowana. 

Podsumowując, krem spisał się u mnie bardzo dobrze. Co prawda nie wyleczył mojej cery, niedoskonałości nadal na niej goszczą, ale są znacznie mniej trudne do wytępienia ;) Z nawilżenia jestem zadowolona, cieszy mnie również fakt, że produkt ładnie prezentuje się na skórze (nie świeci się) i współgra z makijażem. Ciężko jest mi trafić na krem, który nie zapycha, ale tym razem się to udało- i za to kolejny plus. 

Cena:  25zł / 50ml
Dostępność: Fitoteka

Zapraszam Was przy okazji na ZIMOWY KONKURS FOTOGRAFICZNY FITOMED !

Używaliście tego kemu? Jak się u Was spisał?
A może inne kremy z serii "Mój krem" u Was gościły? 

1/21/2016

Regenerująca maska do stóp i paznokci, No.36.

Hej Kochani! :)

Choć ukrywamy teraz stópki w skarpetach i butach, to dbać o nie trzeba mimo wszystko. Bo później, gdy zaskoczy nas lato i sandały, nie będzie litości, że stopy zaniedbane i trzeba je doprowadzać do porządku. Z resztą, to, że aktualna pora roku sprawia, że mało kto stopy nasze widzi w całej okazałości, wcale nie oznacza, że mamy o nie przestać dbać. Mają one pięknie wyglądać dla nas samych, byśmy były zadbane od stóp do głów i to dosłownie. I takim krótkim wstępem dziś na tapecie pojawia się regenerująca maska do stóp i paznokci, 7 składników aktywnych, No.36. 
Maska znajduje się w plastikowym słoiczku, o pojemności 75 ml.
Na kartoniku, w którym umieszczony jest słoiczek, znajdziemy informacje na temat produktu.
Skład, jak na produkt przeznaczony do stóp, jest całkiem przyjemny.
Pod nakrętką znajduje się dodatkowe zabezpieczenie produktu.
Maska ma niebieski kolor, cechuje ją dość nietypowa konsystencja.
Moja opinia:
Maska, jak już wspomniałam, ma nietypową konsystencję- produkt jest gęstawy, a jednocześnie lekki i puszysty, jakby galaretowaty. Bardzo dobrze rozprowadza się na skórze i szybko wchłania, pozostawiając delikatny film- przyjemną w dotyku ochronną warstewkę. 
Maski używam na noc, zazwyczaj co wieczór, choć czasami zdarza mi się zaniechać tego etapu pielęgnacji. Efekty jej stosowania były zauważalne dość szybko. Produkt silnie nawilża skórę stóp, odżywia ją. Stópki, w krótkim czasie, stały się gładkie i miękkie. Szorstka, sucha skóra ustąpiła miejsca ładnie wyglądającym, zregenerowanym stópkom. 
Przyznam, że działanie maski mnie pozytywnie zaskoczyło. Gdy zobaczyłam jej konsystencję, to moja pierwsza myśl brzmiała mniej więcej tak: "hej, to jest maska? przecież maski są gęste, zbite, treściwe...". Spodziewałam się zatem, że skoro konsystencja nie jest stricte "maskowa", to i działanie raczej spektakularne nie będzie. Jednak szybko przekonałam się, że produkt, by działać jak maska, wcale gęsty i zbity być nie musi. 
Moje stopy są trudnym przeciwnikiem, o szorstki, zrogowaciały naskórek w tym obszarze, wcale u mnie nie trudno. Zwłaszcza, że obuwie, jakie noszę w pracy, dbaniu o stopy zdecydowanie nie sprzyja. Maska mimo wysoko postawionej poprzeczki, poradziła sobie z moimi stopami, utrzymuje je w zadowalającej kondycji.
Produkt ma świeży, przyjemny zapach, delikatny i nieduszący. 

Cena: 6,99zł / 75ml
Dostępność: m.in. drogerie Rossmann
Znacie tę maskę?
Jakich produktów używacie w pielęgnacji swoich stóp?

1/18/2016

Biosiarczkowa maska oczyszczająco-wygładzająca, Balneokosmetyki.

Dzień Dobry Skarby! :)

Wszyscy wiemy, jak ważną rolę w pielęgnacji twarzy spełniają maseczki. Dają one taką kropkę nad i w nawet najbardziej wyszukanej pielęgnacji. Owszem, można się bez nich obyć, ale po co, skoro odpowiednio dobrane, zapewniają skórze szereg właściwości pielęgnacyjnych. W zależności od rodzaju i potrzeb cery sięgamy po maski nawilżające, oczyszczające, regenerujące, itd.
Ja od bardzo dawna używałam glinek: zielona, czarna, biała ... chyba poznałam większość dostępnych na naszym rynku. Uważam je za najlepsze maseczki i na pewno będę do nich wracać. Jeśli chodzi o gotowe maski, zwłaszcza saszetki drogeryjne, nie byłam nigdy z nich zadowolona. Dlatego, mój romans z glinkami trwał, trwał i trwał nieprzerwanie, do czasu, gdy za sprawą jakiejś promocji, trafiła do mnie BIOSIARCZKOWA MASKA OCZYSZCZAJĄCO-WYGŁADZAJĄCA do twarzy, szyi i dekoltu, BALNEOKOSMETYKI.
Maska znajduje się w plastikowym słoiczku o pojemności 150ml. Pod nakrętką znajduje się dodatkowe zabezpieczenie produktu.
Na opakowaniu znajdują się informacje na temat produktu.

Skład:
Maska ma jaśniutko-szary kolor, konsystencja wydaje się być zbita, ale w rzeczywistości maska jest dość rzadka, choć z twarzy nie spływa (a miałam takie obawy, gdy pierwszy raz po nią sięgnęłam).
Moja opinia:
Maska ma zapach lekko cytrusowy, z charakterystyczną nutą siarki. Woń produktu jest przyjemna, ale nie czuć jej jakoś szczególnie podczas "zabiegu", gdyż jest niezbyt intensywna.
Wspomniana już konsystencja maski, ułatwia aplikowanie produktu na twarz. Ja kładę nie za cienką, ale też nie grubą warstwę specyfiku. Maska gładko się rozprowadza, nie trzeba jej dużo, aby pokryć całą twarz, produkt uważam za wydajny. 
Po aplikacji maseczki, na twarzy czuć intensywne mrowienie, które towarzyszy każdej aplikacji produktu. Po pewnym czasie ono oczywiście ustaje. Maska z czasem podsycha na twarzy, czuć wtedy ściągnięcie skóry, można oczywiście zrosić ją wodą termalną, ale ja tego nie robię. Na twarzy mimo podeschnięcia maski, nie tworzy się skorupa, produkt jest łatwo zmyć. 
Mając maseczkę na twarzy, można zaobserwować fajne zjawisko- otóż na nosie, gdzie mam dużo zaskórników otwartych, maska jakby wysysała ich zawartość i w miejscu gdzie one są maseczka robi się taka siateczkowata, choć nakładam ją zawsze równomiernie na całą twarz. Taka tam, ciekawostka ;)
A teraz czas na działanie, które jest świetne! Maseczka doskonale oczyszcza twarz, co szczególnie da się zaobserwować w miejscach, gdzie występują zaskórniki otwarte- czarne kropeczki przestają być czarne. Mimo tak silnego oczyszczania, produkt w żadnym stopniu nie przesusza twarzy, po "zabiegu" buźka jest gładka, przyjemna w dotyku, mięciutka- wykazuje oznaki delikatnego nawilżenia. Twarz jest promienna, rozjaśniona, ukojone zostają wszelkie zaczerwienienia i zaognione zmiany skórne. Maseczka ta wycisza skórę, delikatnie napina. Gołym okiem widać różnicę, jaka zachodzi na twarzy po zastosowaniu owej maski. I jest to różnica zdecydowanie zadowalająca.
Zdarzyło mi się też używać maski cztery dni pod rząd i poza powyższym, zauważyłam też, że stan mojej cery zaczął się poprawiać, gościło na niej mniej "niespodzianek", a to co było goiło się szybciej.
Maska ta okazała się idealną alternatywą dla moich ulubionych glinek, ma też nad nimi przewagę, gdyż nie trzeba jej rozrabiać- oszczędza czas. Poza tym wydaje mi się, że jej działanie jest połączeniem zalet moich ulubionych glinowych maseczek, a więc tu mam wszystkie w jednym. Fenomenalny produkt, który wiele dobrego przyniósł mojej kapryśnej cerze. Na pewno zagości u mnie jeszcze nie raz. 
I polecam go również Wam- jeśli potrzebujecie solidnego oczyszczenia, a przy tym wielu innych dobroci dla skóry i nie zraża Was mrowienie bezpośrednio po aplikacji (nie każdy je polubi), to powinniście wypróbować ów produkt. Cena również nie jest wygórowana, biorąc pod uwagę działanie i dużą wydajność produktu. Jedynie z dostępnością mogą być problemy.

Cena: ok. 28 zł
Dostępność: online, niektóre apteki
A jeśli jesteście ciekawi, jak spisał się u mnie żel do mycia twarzy z tej serii, to odsyłam do RECENZJI. Choć miałam do niego nie powrócić, to w kolejce czeka już trzecia butelka tego specyfiku, czyli jednak się polubiliśmy ;)

Znacie tę maskę?
Po jakie maseczki sięgacie najczęściej? 

1/15/2016

Uszlachetniony olejek arganowy do oczyszczania i mycia twarzy, Bielenda.

Witajcie!

Dziś opowiem Wam o kosmetyku, którego ani razu nie użyłam zgodnie z przeznaczeniem. Z góry założyłam, że w dedykowanej mu roli u mnie się nie spisze. Mimo to jestem z niego bardzo zadowolona, zamierzam nawet nabyć kolejną buteleczkę. Produkt, o którym mowa to ARGAN CLEANSING FACE OIL- uszlachetniony olejek arganowy do oczyszczania i mycia twarzy, Bielenda. Dlaczego skreśliłam go już na dzień dobry w jego "pierwotnym" przeznaczeniu oraz gdzie znalazł zastosowanie, dowiecie się poniżej.
Olejek znajduje się w plastikowej butelce, o pojemności 140ml.
Na opakowaniu umieszczona jest nalepka z informacjami nt. produktu oraz składem. Odkleiłam ją, by móc sfotografować, co ciekawego tam wyczytamy.
Butelka zaopatrzona jest w pompkę, na której umieszczony jest element blokujący naduszenie pompki, tak by olejek nie wydobywał się np. podczas podróży. Niemniej blokadę tę zdejmuje się bezproblemowo, gdy chcemy skorzystać z produktu.
Olejek ma żółtą barwę.
Moja opinia:
Na początek wyjaśnię, dlaczego nie odważyłam się umyć nim buźki. Widzicie ten skład? Parafina na pierwszym miejscu, słabo. Bardzo słabo. "Uszlachetniony olejek arganowy ...", ale że uszlachetniony czym? Parafiną? No chyba, że tak. I tak mam problem z powstawaniem niedoskonałości na twarzy, a parafina już w ogóle sieje pustoszenie, więc nie chciałam katować buźki tym oto "szlachetnym" cudem. 
Olejek do mycia twarzy wcale nie jest dla mnie nowością, bo już przeszło od roku stosuję tego typu produkt, ostatnio nawet uzupełniłam jego brak, co prezentowałam w poprzednim poście. Stwierdziłam zatem, że skoro olejki (te z ładnym składem) spisują się, jako specyfiki do mycia buzi, doczyszczania jej z makijażu, to ten oto może być środkiem do mycia pędzli do makijażu! I tak też postanowiłam dać mu szansę.
Olejek z Bielendy świetnie radzi sobie z myciem pędzli. Odrobinę produktu, dozuję na suchy pędzel, chwilkę masuję, po czym delikatnie zraszam wodą. Myję pędzel, a podczas tej czynności wytwarza się emulsja. Spłukuję, po czym mam idealnie czyste narzędzie do makijażu. Po wyschnięciu akcesoria są bardzo mięciutkie, o wiele bardziej niż po myciu ich szamponem oraz ładnie pachnące (olejek ma przyjemną woń). Specyfik dużo lepiej doczyszcza pędzle niż inne produkty, jakie stosowałam do tej czynności. Najciężej zawsze było mi doczyścić pędzel przeznaczony do podkładu, zazwyczaj trzeba było dwóch myć, a olejek bez zarzutu robi to za pierwszym razem. Sprawdziłam to, któregoś razu, po umyciu pędzla olejkiem umyłam go ponownie- mydłem i woda ze spłukiwania leciała czysta. 
Teraz pędzle myję tylko recenzowanym olejkiem. Przeszły już kilkanaście prań w tym specyfiku i wciąż wyglądają bardzo dobrze, nie straciły na jakości, nie gubią włosów, są bardzo mięciutkie. Na pewno zaopatrzę się w kolejną buteleczkę owego olejku, choć, by użyć go do mycia twarzy, żadna siła mnie nie przekona. Produkt uważam za wydajny. 
Cena: ok.18zł / 140ml

Znacie ten olejek?
Myjecie swoje buźki tego typu produktami?
A czym czyścicie pędzle do makijażu? 

1/11/2016

Przegląd nowości. Haul zakupowy- styczeń 2016.

Cześć Skarby!

Dawno nie pokazywałam Wam swoich nowości, a wiem, że lubicie przeglądać tego typu wpisy. Skąd wiem? Bo sama, gdy tylko taką notkę u kogoś zobaczę, to z rozszerzonymi źrenicami otwieram nową kartę, by zobaczyć, co tam ciekawego zagościło u wirtualnej koleżanki ;) Z resztą, z okazji poniedziałku przydałoby się coś na odmóżdżenie, prawda?
Nowości nie były dawno prezentowane, gdyż ostatnio postawiłam na zużywanie, a nie kupowanie. Zdarzyło się, że wpadła mi jedna, czy dwie rzeczy, ale bez przesady, nie będę z tego tytułu robić posta. A że teraz troszkę więcej mi przybyło, postanowiłam, że pokażę Wam, jakie kosmetyki (i nie tylko) goszczą u mnie od niedawna.

Zamówienie z Biochemii Urody.
Postawiłam na znany mi i bardzo lubiany olejek myjący- drzewko herbaciane (12,90zł), którego recenzję znajdziecie TUTAJ. Hydrolat z drzewa oliwkowego (17,90zł) również gości u mnie nie pierwszy raz. Totalną nowością natomiast, jest dla mnie czarne mydło afrykańskie (12,90zł), które po nieudanej przygodzie z aleppo, mam nadzieję, że spisze się o wiele lepiej.

Przy okazji zakupów, wstąpiłam do sklepu herbacianego, gdyż już od jakiegoś czasu chodziła za mną jakaś dobra herbatka. Nie powiem Wam, co to za, bo Pani sprzedawczyni nabazgrała nazwę, że nie da się rozszyfrować, ale herbata pyszna ;) Dalej jeden z moich ulubieńców- płyn micelarny Biolaven (16,90zł), zakupiony w aptece, a do recenzji odsyłam TUTAJ. Zmywacz Isany (4,99zł) kupiłam z myślą o zdjęciu hybryd, a taka duża butla będzie mi długo służyła, zważywszy na częstotliwość malowania przeze mnie paznokci. Z Rossmanna nie mogłam wyjść bez zapasu mydła w płynie (2,99zł), którego zapach jest wychwalany na lewo i prawo ;)

Bamboszki sprawił mi Mąż, są bardzo cieplutkie :) - zakup z Pepco (14,90 zł).

Ostatnio często pomykam w dresach, więc sprawiłam sobie nową parę. Czyż nie są urocze? Sinsay (przecenione z 49,99zł na 29,99zł).

Dawno nie odwiedzałam stoiska Golden Rose, a miałam w planach zakup kilku rzeczy, więc skoro nadarzyła się okazja, musiałam ją wykorzystać.
Skusiłam się na dwie (na razie dwie) matowe pomadki w kredce (11,90zł sztuka). Zdjęcie trochę oszukuje kolor, w rzeczywistości są to intensywniejsze barwy. 
Chciałam też poznać serię Vision Lipstick i również kupiłam dwie sztuki (po 10,90zł).
Top Coat Quick Dry (8,50zł) cieszy się dobrymi opiniami, więc postanowiłam go wypróbować. Szary, piaskowy lakier Holiday (12,90zł) to tak przy okazji się kupił ;)
Na stoisku GR zaopatrzyłam się także w akcesoria: podwójną temperówkę (5,80zł) z myślą o pomadkach w kredce- niestety nie są one wykręcane oraz pęsetę (7,90zł).

A na koniec zestawienia nowości, zostawiłam zakup, który cieszy mnie najbardziej- piękne brązowe botki Lasocki. Z racji przynależności do klubu CCC, skorzystałam z rabatu 35% i zamiast 249,99zł za buty zapłaciłam 162,49zł. Najlepsze jest to, że była to ostatnia para tego modelu i to akurat w moim rozmiarze- czekały na mnie śliczności! *.*  Do butów Lasockiego mam zaufanie, w kozakach chodzę już trzeci sezon, a nadal wyglądają bardzo dobrze, więc liczę, że te również mi posłużą. Na razie cieszą oko ;)

I to by było tyle, jeśli chodzi o moje nowości. Odwiedziłam jeszcze Naturę, ale tam wszystko co chciałam kupić, było już wyprzedane ;/ A szkoda. Udało się również kupić nam fajne ciuchy dla Męża, ale z tym łatwo nie było, bo chłopina mój wybredny :P

Wpadło Wam coś w oko z moich nowości? Zaciekawiło?

1/08/2016

Sposób na nieprzyjemny zapach w butach. Odświeżający spray, No. 36.

Witajcie Kochani! 

Zima to czas, kiedy chyba dla większości z nas, ostatnią rzeczą na jaką będziemy narzekać, są pocące się stopy. Raczej będą one zmarznięte, niż przegrzane. No chyba, że pomykamy cały dzień w kozakach z eko skóry, w których stopa dusi się jak tylko to możliwe, to nie ma co się dziwić, że po całodziennym maratonie, nogi po wyjęciu z butów nie pachną fiołkami :P Za chwilę coś temu zaradzę, ale najpierw spojrzę na problem ze swojego punktu widzenia. 
O ile zimowe obuwie mam porządne i nie mam problemu z poceniem się stóp w kozakach, co wiąże się z nieprzyjemnym zapachem, tak w pracy to już zupełnie inna sprawa. Wszyscy nosimy jednakowe buty, z metalowym czubem (nie, nie pracuję na budowie :p), które są okrutne dla stóp. Bywa, że jest mi zimno na całym ciele, ale jedna część ciała ma temperaturę znacznie wyższą od pozostałych ... tak, to stopy. Po ośmiogodzinnym przebywaniu w moich super-chodakach, stopy mam zgrzane, skarpety mokre, a z butów ... unosi się, delikatnie mówiąc, nieprzyjemna woń. Wyobraźcie sobie, jak wszyscy o pracy idą do szatni i się przebierają, zdejmują obuwie ... dobra, jednak nie wyobrażajcie sobie tego. Ja już znalazłam antidotum, by z moich butów nie wydobywała się woń, która do najprzyjemniejszych nie należy. Poznajcie odświeżający spray do butów, No. 36.
 Spray znajduje się w opakowaniu przypominającym dezodorant, ma ono pojemność 150ml.
"Psika" się go bezproblemowo, końcówka nie zacina się.
Moja opinia:
Spray ma zapach cytrusowy, duża zawartość alkoholu powoduje, że bezpośrednio po "psiknięciu", produkt ma woń ... cytrynówki ;) Po ośmiu godzinach, kiedy stopy mam w butach, zapach ten nieco zanika, ale jednak nieprzyjemna woń przegrywa z nim. Mogę spokojnie zdjąć buty, bez potrzeby szybkiego chowania ich do szafki, aby nikt nie poczuł, że dopiero co zostały zdjęte. Ostatnio nawet spray ów dał radę utrzymać świeżość w butach przez 12 godzin pracy, więc jest moc. Działanie produktu jest wyczuwalne ;) Jak często go używam? przeważnie co drugi dzień. Jeśli chcecie, by z Waszych butów przestał unosić się przykry dla nosa zapach, warto sięgnąć po ten produkt. Ja już planuję atak na buty mojego Męża, gdy tylko zrobi się na dworze cieplej :P

Dostępność: Rossmann, Intermarche i inne miejsca, gdzie znajdują się kosmetyki marki No.36.

Znacie ten spray?
Sięgacie po tego typu produkty?