7/30/2016

Recenzja: Mia Sheridan- "Eden. Nowy początek".

Hejka! :)

Jakiś czas temu zamieściłam recenzję książki Mii Sheridan "Calder. Narodziny odwagi", do której odsyłam TUTAJ. Wspominałam, że powieść ta będzie miała swoją kontynuację i tak oto 3 sierpnia, czyli lada dzień, nakładem wydawnictwa Helion premierę będzie miała książka "Eden. Nowy początek", oczywiście autorstwa Mii Sheridan. Ja książkę już poznałam i dziś zapraszam Was na jej recenzję.

Tytuł: Eden. Nowy początek.
Autor: Mia Sheridan
Ilość stron: 312


W książce "Eden. Nowy początek" bohaterowie trafiają do realnego świata. Nie ma już sekty, prawie wszyscy zginęli podczas zbiorowego samobójstwa- z całej Akadii ocaleli jedynie: Calder, Eden, Xander oraz funkcjonariusz Clive Richter, który jeszcze będzie próbował namieszać w życiu bohaterów.  Początkowo życie Eden i Caldera toczy się osobno, bowiem oboje żyją w przekonaniu, że to drugie zginęło w Akadii. Jest to jednak życie bardzo nieszczęśliwe, przepełnione wspomnieniami i ogromną tęsknotą. Bohaterowie starają się jako tako egzystować, choć nie obywa się bez momentów załamania. Eden, trafiwszy do domu bogatego jubilera, znajduje bezpieczny kąt. Dziewczyna, dzięki pomocy opiekuna, odnajduje swoją matkę i poznaje prawdę o sobie. Relacje między kobietami nie są jednak łatwe. Z kolei Calder zatraca się w malowaniu. Jego talent zostaje doceniony, co prowadzi do zorganizowania wystawy malarskiej, gdzie, po ciężkich trzech latach rozłąki, bohaterowie odnajdują się. Nie, w tym miejscu nie zaczyna się sielanka, bowiem uczucie łączące Caldera i Eden zostaje wystawione na próbę. Nie jest łatwo odzyskać stracony czas. Jednak siła uczucia jest silniejsza, niż wszelkie przeszkody. Oprócz wątku miłości, istotne są również tematy dotyczące motywów działania Hectora- założyciela Akadii, a także poznanie prawdziwej tożsamości Caldera. Zakończenie książki nie szokuje, nie rozczarowuje, ale też nie jest nudne- nie będę zdradzać zbyt wielu szczegółów ;)

Nie potrafię wyobrazić sobie, by powieść "Eden" nie została napisana. Poznawszy losy bohaterów, ukazane w "Calderze", od razu przystąpiłam do lektury kolejnej części. Książka opisuje, jak bohaterowie odnajdywali siebie, uczyli się życia w prawdziwym świecie. Układali swoje życie właściwie od początku, co nie było łatwe, zwłaszcza przez pierwsze trzy lata, kiedy każde z nich żyło w przekonaniu o śmierci tego drugiego. Książka opowiada o tym, jak wyglądać może zaczynanie wszystkiego od nowa, zatem "Nowy początek" jest trafnym tytułem.
"Eden" nie jest powieścią, która trzyma w napięciu tak bardzo, jak "Calder", nie ma w niej tylu niebezpiecznych momentów, ryzykownych wyborów. Mimo wszystko jest to historia bardzo ciekawa, wciągająca, pełna dylematów i rozterek. Poznawszy losy bohaterów w pierwszej części, Czytelnik ciekawy jest, jak dalej potoczy się ich życie, czy wyjaśnią tajemnice ich wczesnego dzieciństwa, czy uda im się rozwiązać tajemnicę sekty, do której należeli.
Mia Sheridan ukazuje w swej książce niezwykłą siłę prawdziwej, czystej miłości. Więź łącząca bohaterów przetrwała bardzo trudny dla nich czas. Choć nie obyło się bez zwątpień, miłość zwyciężyła. Uczucie łączące Eden i Caldera, choć często przedstawiane jest na kartach książki, było dla mnie faktem tak oczywistym, że nie zdominowało ono całej treści powieści. Z większym napięciem odkrywałam fakty dotyczące pochodzenia Eden i Caldera oraz tajemnice związane z Hectorem i Akadią.
"Eden. Nowy początek" jest miłosną powieścią przygodową. Każdy, kto przeczytał książkę "Calder. Narodziny odwagi", z pewnością nie przejdzie obojętnie obok tej powieści. Książka ta jest idealną lekturą na letnie wieczory, pozwala oderwać się od codziennych trosk. Lekkie pióro Autorki, ułatwia Czytelnikowi utożsamienie się z bohaterami, wniknięcie do ich świata.

Cena: 35,10zł (promocja!)
Dostępność: Sensus

Czytaliście tę książkę?
A może poznaliście inne powieści Mii Sheridan? 

7/29/2016

Bielenda- Twoja Pielęgnacja: cukrowy peeling do ciała oraz witaminowy olejek pod prysznic.

Witajcie Skarby! :)


Myjadła pod prysznic oraz peelingi do ciała to chyba jedne z tych produktów, które każdy z nas zużywa wręcz hurtowo. Stąd też zapewne ich bogactwo i różnorodność na sklepowych półkach. Producenci ścigają się w wymyślaniu coraz to bardziej innowacyjnych produktów, które w zasadzie my konsumenci i tak kupujemy po to, by oczyścić skórę. Ale dobrze, że mamy w czym wybierać. Począwszy od opakowania, poprzez formę, aż do zapachu, każdy znajdzie coś, wpisującego się w jego kosmetyczne upodobania.
Od pewnego czasu w drogeriach, pośród produktów do kąpieli, znaleźć możemy nowości marki Bielenda z linii Twoja Pielęgnacja. Seria ujędrniająca- magnolia+proteiny jedwabiu, czyli peeling cukrowy do ciała z mikrogranulkami i witaminowy olejek pod prysznic z mikrokapsułkami, miały okazje wykazać się w mojej łazience. Zapraszam zatem na recenzję.
Peeling znajduje się w zamykanej na  "klik" miękkiej tubce, która zawiera 200g produktu.
Konsystencja jest gęstawa, zawiera liczne drobinki cukru.
Skład: Sucrose, Glycerin, Propylene Glycol, Aqua (Water), Cantella Asiatica  Leaf Extract, Hydrolyzed Silk, Carbomer, Polysorbate-20, Triethanolamine, Parfum (Fragance), Limonene, Cl 17200 (Acid Red 33).

Olejek znajduje się w plastikowej butelce, zawierającej 440g produktu.
W żelowej konsystencji produktu znajdują się niebieskie niewyczuwalne drobinki (mikrogranulki?).

Skład:

Cechy wspólne tych produktów to:
- różowy kolor ;)
- piękny kwiatowy zapach, nieco bardziej intensywny w przypadku olejku; w żadnym wypadku nie jest to woń dusząca/uciążliwa, zdecydowanie uprzyjemnia kąpiel.

Cukrowy peeling do ciała:
Otrzymał ode mnie plusa już na początku naszej przygody, ze względu na opakowanie. Nie trzeba "babrać" w nim palcami, by móc go użyć. Wygodnie i bezproblemowo. Konsystencja jest gęstawa, mocno cukrowa. Zaliczyłabym go do średnich zdzieraków, ale dla mnie wystarczająco wygładza skórę. Osoby spragnione mocniejszych doznań- skóry wypeelingowanej aż do czerwoności mogą czuć się nieco rozczarowane. Ja natomiast jestem zadowolona z jego działania, ciało po jego użyciu jest gładkie, lekko napięte, przyjemne w dotyku. Produkt nie wysusza skóry ani też jej nie podrażnia. Plus za brak parafiny w składzie. 

Witaminowy olejek pod prysznic:
Zdecydowanie zaliczyłabym go do żeli pod prysznic, gdyż taką właśnie ma konsystencję- typowo żelową. Nie trzeba go dużo, by ładnie pienił się na skórze, tworząc aksamitną, otulającą piankę. Ciało jest należycie umyte, a tego przede wszystkim oczekujemy od takich produktów. Skóra nie jest wysuszona po jego użyciu, nawet można dostrzec delikatne nawilżenie. Chwilę po kąpieli, zapach wyczuwalny jest na ciele. Skład- charakterystyczny dla drogeryjnych żeli pod prysznic. 

Serię tę uważam za udaną, jestem zadowolona z działania produktów- spełniają swe najistotniejsze role bez zarzutów. Jednakże ujędrnienie- sugerowane przez nazwę serii, jest raczej chwilowe. I przyznam, że wcale nie nastawiałam się, że będzie ono spektakularne- wszak nie produkty kąpielowe są podstawą jędrnej skóry. 

Używaliście któregoś z produktów tej serii?
Preferujecie posiadanie całej linii kąpielowej danej firmy?
A może stawiacie na różnorodność?

7/23/2016

Precious Oils Lip Scrub- delikatny peeling do ust w formie wygodnej pomadki, Eveline Cosmetics.

Cześć Kochani!

Uwielbiam malować usta! O ile w przypadku oczu maluję zazwyczaj jedynie rzęsy, tak usta noszę przeważnie w intensywnym kolorze. Dobrze się czuję w różach, fuksjach, czy czerwieniach, dodają mi pewności siebie, a poza tym uważam, że pasują do mnie mocne akcenty na ustach. Jednak szminka, a już zwłaszcza matowa, nie będzie dobrze wyglądała na ustach zaniedbanych, z suchymi skórkami ... O ile ważne jest sięganie po nawilżające pomadki lub balsamy, tak niemniej istotnym elementem pielęgnacji jest dla mnie peeling ust. Ostatnio o dobą kondycję moich ust dba Precious Oils Lip Scrub Gentle Exfoliating- Delikatny peeling do ust w formie wygodnej pomadki 8w1, Eveline Cosmetics.
Na pudełeczku, w którym umieszczony jest peeling, znajdziemy na jego temat takie informacje:
Skład:
Peeling znajduje się w zwykłym opakowaniu, typowym dla produktów pielęgnacyjnych do ust.


Pomadka ma jasnoróżową barwę, w jej strukturze widoczne są niewielkie drobinki peelingujące.

Moja opinia:
- opakowanie jest wygodne w użytkowaniu- nie zacina się podczas wykręcania, nie otwiera się samo, może nie jest zbyt urokliwe, ale funkcjonalne;
- pomadka cudnie pachnie, aczkolwiek delikatnie- słodkimi owocami i taki też posmak zostawia na ustach po użyciu, w żadnym razie nie jest to denerwujące, choć wzmaga chęć sięgnięcia po coś słodkiego ;)
- produkt jest odpowiednio zbity, dzięki takiej twardości należycie peelinguje usta;
- drobinki znajdujące się w pomadce są maleńkie, średnio ostre- idealne, by nie pokaleczyć ust, a jednocześnie je wygładzić;
- peeling ten aplikuję na usta przeważnie przed snem (choć zdarza się też w ciągu dnia) i rano są one idealnie przygotowane na ewentualne pomalowanie szminką: wygładzone, nawilżone, bez suchych skórek, sprawiają wrażenie pełniejszych.

Podsumowując peeling do ust  Eveline spełnia swoją rolę bez zastrzeżeń- odpowiednio przygotowuje usta pod makijaż, dba o ich dobrą kondycję i ładną prezencję. Poza tym nie sprawia żadnych trudności w użytkowaniu. Jestem na TAK!

Cena: ok. 16zł
Dostępność: Rossmann i inne drogerie


Znacie ten produkt? Używałyście?
Sięgacie po peelingi do ust?

7/21/2016

Obrazy na ścianę- istotny element wystroju wnętrz!

Witajcie!

Jak zapewne część z Was wie, jestem w trakcie budowy domu. I choć do momentu przeprowadzki "na swoje" jeszcze trochę czasu upłynie, to ja już tworzę w myślach wizję ostateczną naszego gniazdka. Mam już zarys koloru ścian, wyglądu mebli, oświetlenia ... Przypuszczam jednak, że część z tych planów trochę się jeszcze pozmienia, bo już się zmieniały kilkukrotnie, od kiedy trwa budowa. No cóż, mam sporą wyobraźnię, a jak do tego znajdę gdzieś ciekawą inspirację, to staram się ją wyobrazić w moim domeczku. Tak samo, jak często wyobrażam sobie w nim różne dodatki- dekoracje. Dzbanki, ramki, obrusy i obrazy- te elementy nadają wnętrzu duszę, bez dwóch zdań.
Wyobrażacie sobie sypialnię, czy salon z zupełnie gołymi ścianami? Ja nie. Od kiedy sięgam pamięcią na moich ścianach goszczą różne malunki, bądź chociażby oprawione zdjęcia. I zwracam uwagę na ten element wystroju, udając się do kogoś z wizytą.

Obrazy na płótnie to coraz bardziej popularna forma dekoracji ścian w domach. Odpowiednio dopasowane potrafią odmienić wnętrze, wpłynąć na jego charakter. "Goła" ściana szybko stanie się charakterystyczna, gdy znajdzie się na niej jakiś nietuzinkowy malunek. Obraz, który od niedawna gości na mojej ścianie http://print-o-rama.pl/human-art/572-pr00765-kobieta-w-czerwonym-kapeluszu-reprodukcja ,wywiera niemałe wrażenie na odwiedzających mnie gościach. Jest to dzieło dużych gabarytów i niewątpliwie jest elementem znamiennym wystroju mojego pokoju. Dzięki stonowanej kolorystyce, obraz ów pasuje do różnych kolorów ścian. U mnie obecnie znajduje się na fioletowej ścianie, a w przyszłości, pewnie powieszę go nad toaletką w sypialni, gdzie n białej ścianie, "Kobieta w czerwonym kapeluszu" będzie prezentowała się okazale- tak sądzę. 



Obrazy do salonu, jakie ostatnio są bardzo popularne, składają się z kilku części. Są to tzw. tryptyki i dyptyki. Znalazłam kilka, które oczyma wyobraźni widzę w swoim salonie.

Tryptyk drzewa trzy kolory

Jamnik, obraz czarno-biały, dyptyk, minimalistyczny

 Tryptyk 3 kieliszki kolorowe

Enigmatyczny widok z biała łódka, tryptyk

Obraz kule Newtona, nowoczesny dyptyk

 Tryptyk moda, czarno-białe grafiki


A jakie obrazy zdobią Wasze ściany?
Przypadł Wam do gustu, któryś przedstawiony powyżej?

 

7/13/2016

LIQ CC serum light- serum z witaminą C, które działa cuda!

Cześć Kochani!

Sera z witaminą C są ostatnio bardzo popularne. Pewnie większość z Was o nich słyszała, a i zapewne niemała część używała. Po serum LIQ CC nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego, ot rozjaśnienia skóry i to też niezbyt znaczącego, jak to często bywa, jeśli chodzi o produkty z witaminą C. Ale moje oczekiwania produkt ów przerósł i to znacząco, będę wychwalać go zatem pod niebiosa, bo hymny pochwalne mu się należą. Tak, to na pewno jest mój hit roku!

LIQ CC SERUM LIGHT 15% VITAMIN C BOOST-

PRZECIWZMARSZCZKOWY KONCENTRAT ROZJAŚNIAJĄCY

Buteleczka z serum znajduje się w kartoniku, który przez swój minimalizm, nadaje produktowi wysokopółkowego charakteru.
Na opakowaniu znajdziemy takie oto informacje:
Serum znajduje się w 30-mililitrowej buteleczce wykonanej z ciemnego szkła.
Butelka zaopatrzona jest w szklaną pipetkę, umieszczoną pod nakrętką.
Serum ma oleistą konsystencję, jest przeźroczystej jaśniutko-żółtej barwy.
Skład: Propylene Glycol,Aqua (Water), L-Ascorbic Acid, Sodium Hyaluronate, Tocopheryl Acetate, Magnesium Sulfate, Methylparaben, Propylparaben, Polysorbate 20.

Moja opinia:
Pierwsze, co od razu zwraca uwagę to design opakowań. Zarówno pudełko, jak i buteleczka są tak minimalistyczne, że aż urocze. Prezentują się elegancko i cieszą oko.
Serum ma bardzo delikatnie kwaskowy zapach. Jest on mało charakterystyczny i w żadnym razie nie przeszkadza w codziennym stosowaniu produktu. Trzeba się zaciągnąć, by wyczuć tę woń. 
Dzięki oleistej konsystencji specyfik świetnie rozprowadza się na twarzy. Wchłania się szybciutko, tworząc na skórze jakby delikatną powłoczkę. Nie jest to jednak tłusty film. Jednak, gdy użyję zbyt dużo produktu, skóra nie wchłania go już tak szybko, a co za tym idzie buźka troszkę się lepi. Ja zazwyczaj używam 2-3 kropelek. Po serum sięgam rano, nakładając je pod krem z filtrem (odczekuję 3 minutki). Przy codziennym stosowaniu w ten właśnie sposób, kosmetyk wystarczył mi na blisko 4 miesiące. I choć producent zaleca zużyć produkt wciągu 3 miesięcy, ja nie zaobserwowałam, by po tym czasie działo się z nim coś złego, bądź zaczął wpływać na skórę negatywnie. 
No i najważniejsza część wpisu, czyli działanie serum. Ja jestem nim oczarowana, a co najlepsze, oczarowanie to nastąpiło już po dwóch użyciach. Brzmi niewiarygodnie, prawda? Ale tak właśnie było, moja buźka, szybko po tym, jak "zasmakowała" serum, stała się niezwykle miękka, gładziutka. Nie mogłam się wprost nadziwić. A wrażenie to odniósł również mój Mąż, gładząc mnie po policzkach zapytał co używam, że mam taką miękką skórę. No a dalej? Dalej było jeszcze lepiej. Skóra z dnia na dzień stawała się co raz bardziej promienna, napięta, gładka. Serum stopniowo rozjaśnia cerę, przebarwienia po wypryskach stały się dużo jaśniejsze, a spora część znikła zupełnie. Teraz cieszę się zdrowo wyglądającą buźką, o ładnym kolorycie. Może to zabrzmi dziwnie, z ust 25- latki, ale produkt ten na tyle napiął moją skórę, że zmarszczki (tak, użyłam tego strasznego słowa, ale mam bogatą mimikę twarzy i wokół oczu pojawiają się u mnie te nieszczęsne "kreski")... no i właśnie zmarszczki stały się dużo mniej widoczne, wręcz niektóre całkiem znikły. Nie oszukujmy się, nie miałam wiekowych bruzd na twarzy, ale skoro takie małe kreseczki serum w jakimś stopniu niweluje, to jestem w stanie uwierzyć, że zapobiega powstawaniu nowych. I na koniec coś, czego się w ogóle nie spodziewałam po tym produkcie. Podchodziłam do niego z rezerwą, w obawie, że spowoduje zapychanie skóry (wiadomo, moja kapryśna cera). A wiecie co? Serum to przyczyniło się do znacznej poprawy stanu mojej cery. Nawet jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że ono wyleczyło mi skórę, bo nic nowego do pielęgnacji nie włączałam. Teraz mam tak ładną buźkę, że sama nie mogę się nadziwić, a i też słyszę od znajomych, że cera mi się poprawiła i co stosuję. Nie mam już podskórnej "kaszki", a wypryski pojawiają się od wielkiego dzwonu. Nie jest jeszcze idealnie, bo niektóre mocne, stare przebarwienia nadal szpecą mi twarz, ale tak dobrze dawno nie było- nie wstydzę się wyjść do ludzi bez makijażu!
Wady serum? Absolutnie ŻADNYCH! 

 Ufff, rozpisałam się, ale produkt ten jest tak wspaniały, że warto poświęcić mu więcej miejsca, a z Waszej strony uwagi :) I choć nigdy tego nie robię- zachęcam do zakupu- nie pożałujecie! 

Cena może wydawać się wysoka, ale produkt ten jest wydajny, a efekty warte tych złotówek.
Cena: ok. 60zł
Dostępność: Apteki (ja zamawiam w internetowej)

Używacie/używaliście serum z witaminą C?
Znacie LIQ CC serum light?
 A może sięgaliście po inne sera LIQ?

7/10/2016

Recenzja: R.K. Lilley "Podniebny lot".

Cześć Kochani!

Czy są wśród moich Czytelniczek fanki serii książek o niejakim Grey-u? Jeśli tak, to powieść R.K. Lilley jest dla Was!

Tytuł: Podniebny lot
Autor: R.K. Lilley
Ilość stron: 320


Bohaterowie książki to stewardessa Bianca oraz miliarder James Cavendish. Młoda dziewczyna jest zachwycona mężczyzną lecz wydaje jej się on nieosiągalny. Wkrótce jednak przekonuje się, że Pan Przystojny ma wobec niej plany. Relacja między bohaterami jest dość specyficzna, gdyż James z góry zakłada, że Bianca będzie jego, a dziewczyna, choć jest to wbrew jej rozumowi, stopniowo ulega miliarderowi. Ciężko określić mianem uczucia to, co dzieje się między bohaterami.

Bianca jest zwykłą dziewczyną, nie ma w niej niczego wyjątkowego, co pozwoliłoby, aby postać ta zapisała się na długo w pamięci Czytelnika. Ot, pospolita dziewczyna, jakich wiele, profesjonalistka w swoim zawodzie, uległa pod wpływem silnego mężczyzny. Mnie postać ta trochę irytuje, bo jest mało konkretna. Z kolei Pan Cavendish to bohater nietuzinkowy, ciężko przewidzieć jego zachowania. Bywa nadzwyczaj opiekuńczy i czuły- wprost idealny, ale też zachowuje się w sposób władczy, zaborczy, traktując Biancę jak swą własność. Ale dla mnie jest on postacią ciekawą i nawet go polubiłam.

Przyznam Wam, że nie czytałam trylogii o Greyu, serio. Jednak o tych opowieściach było tak głośno, że dobrze wiem o czym traktują. I tak oto po lekturze "Podniebnego lotu" stwierdzam, że jest to książka tego samego pokroju co słynne Grey-e. Dominujący mężczyzna, kontra uległa, ułożona dziewczyna. I seks. Dużo seksu. Jest to powieść bardzo pikantna, głównie traktująca o perwersji, dominacji mężczyzny nad kobietą. Spodziewałam się, że tematem przewodnim tej powieści będzie pożądanie i rozkosz, ale nie sądziłam, że motywy te zdominują całą książkę. Oczekiwałam, że oprócz tematyki erotycznej, książka będzie zawierała choć jeden ciekawy, bardziej rozwinięty wątek- jakąś przygodę. Jednak treści poboczne- przyjaźń Bianci i Stephana, przeszłość bohaterów, czy praca na pokładzie samolotu, nie są porywające. Jeśli chodzi o tematykę dotykającą erotyzmu, to powieść R.K. Lilley wpisuje się w nią w 100%. Nie jest to książka o głębszym wydźwięku, poruszająca, bądź trzymająca w napięciu. Nie powiem też, bym czytała ją jednym tchem i nie mogła się od niej oderwać. Ale przyznać muszę, że jest to lekka lektura, pozwalająca odpocząć od problemów dnia powszedniego. I choć nie zaskoczyła mnie szczególnie treść "Podniebnego lotu", to jednak chętnie przeczytam kolejne części przygód Pana Cavendisha i Bianci.

Cena: 39 zł
Dostępność: Sensus

Czytałyście tę książkę?
Lubicie powieści o pikantnej tematyce? 

7/06/2016

Nogi przygotowane na szorty! Bielenda: Slim Cellu Corrector, skoncentrowane termoaktywne serum. +lenie nowości!

Hej Kochani!

Choć co prawda teraz delikatnie się ochłodziło, to mamy lato w pełni :) Często więc sięgamy po letnią odzież, typu krótkie spódniczki, czy spodenki. Ale, jak wiadomo, takie ciuszki odsłaniają nieco więcej, zatem dobrze jest, by skóra, którą prezentujemy była jędrna i zadbana. I tu z pomocą przychodzi nam Bielenda oferując do dyspozycji skoncentrowane termoaktywne serum- wyszczuplająca radiofrekwencja RF, z linii Slim Cellu Corrector.
Serum znajduje się w tubce o pojemności 250 ml.
Zamykana jest ona na "klik".

O produkcie Producent pisze tak:
Zabieg RADIOFREKWENCJI wykorzystuje częstotliwość fal radiowych RF do wywołania efektu termicznego w skórze i pobudzenia jej do redukcji tkanki tłuszczowej. Pod wpływem temperatury dochodzi do rozbicia i rozpuszczenia komórek tłuszczowych. Ponadto fale radiowe aktywują intensywne procesy naprawcze, które redukują cellulit, odmładzają i ujędrniają skórę,
Skoncentrowane serum termoaktywne ma na celu wywołanie podobnych procesów i mechanizmów w skórze, które mogą być porównywalne do zabiegu RADIOFREKWENCJI. Staje się to możliwe do osiągnięcia dzięki zastosowaniu mocnych składników aktywnych, które wnikają głęboko i stopniowo uwalniają swą moc, działając jeszcze wiele godzin po aplikacji.
Silnie działający preparat to swoisty „termiczny aktywator spalania tłuszczu i konturowania ciała”. Precyzyjnie dociera w miejsca problematyczne, maksymalnie wspomaga redukcję tkanki tłuszczowej, zmniejsza zbędne zaokrąglenia,i ładnie modeluje ciało. Skutecznie zwalcza objawy wszystkich form cellulitu i zapobiega jego uporczywym nawrotom. Ujędrnia i wygładza skórę, poprawia plastyczność ciała. Efekt rozgrzewajacy maksymalnie zwiększa wchłanianie składników aktywnych w głąb skóry.
Więcej o serum przeczytacie TUTAJ.

Skład: Aqua (Water), Ethylhexyl Cocoate, Stearyl Alcohol, Triethylhexanoin, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Propylene Glycol, Glycerin, Centella Asiatica Leaf Extract, Camellia Sinensis (Green Tea) Leaf Extract, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Coleus Forskohlii Root Extract, Caffeine, Ethyl Ximenynate, Ceteareth-18, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Sodium Polyacrylate, Dimethicone, Vanillyl Butyl Ethel, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, DMDM Hydantoin, Parfum (Fragrance), Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool.

Serum ma niezbyt gęstą konsystencję i jest białe.
Moja opinia:
- zapach produktu jest przyjemny, aczkolwiek nie jest to woń intensywna, ani też w jakiś sposób charakterystyczna, ot "serum ładnie pachnie";
- rozprowadza się na skórze bezproblemowo, mimo dość luźnej konsystencji nie ucieka między palcami, dobrze się z nim współpracuje;
- serum bardzo szybko się wchłania i nie pozostawia na skórze tłustego ani lepiącego filmu;
- chwilę po wchłonięciu, produkt zaczyna dawać o sobie znać, początkowo leciutko grzejąc skórę, jednak z minuty na minutę- temperatura wzrasta! Efekt termoaktywny jest mocno wyczuwalny, na tyle, że po posmarowaniu ud owym serum, nie mogę przytulać się do Męża (tj. zarzucać na niego nogi), bo go "parzę" ;) A jak jeszcze przykryję się kołdrą, to już w ogóle ciepełko niesamowite!
- z działania jestem zadowolona, serum wyraźnie poprawiło napięcie skóry na udach oraz ją ujędrniło, nadając temu obszarowi sprężystości oraz gładkości;
- nie wiem jak radzi sobie ów produkt ze spalaniem tkanki tłuszczowej oraz usuwaniem cellulitu, gdyż problem ten mnie nie dotyczy;
- wizualnie jednak moje uda prezentują się lepiej, w dotyku również czuć różnicę, a dodatkowo skóra jest odpowiednio nawilżona;
- produkt nie uczula, nie podrażnia też skóry.

Z mojego punktu widzenia- osoby szczupłej i bez pomarańczowej skórki, serum to ma bardzo fajne działanie. Podoba mi się co zrobiło z moją nieco "za luźną" skórą na udach i efekt mnie cieszy. Nie mam cellulitu, ale bardzo lubię sięgać po wszelkiego rodzaju produkty, które mają go zwalczać, bo uważam, że w ten sposób zapobiegam pojawieniu się tego uporczywego ustrojstwa, a wiadomo, że łatwiej jest zapobiegać, niż leczyć (w tym wypadku to chyba tępić). Myślę, że moc, z jaką ów produkt grzeje mogłaby zdziałać też niemało w kierunku walki z cellulitem, czy tłuszczykiem, a dodając do tego aktywność fizyczną na pewno działanie byłoby jeszcze bardziej zauważalne. Ale też nie ma co oczekiwać cudów- samo serum rzeźby nie zrobi :P

Kilka dni temu przybyły do mnie letnie nowości od Bielendy.
Z linii TWOJA PIELĘGNACJA:
- peeling cukrowy do ciała ujędrniający (magnolia)
- witaminowy olejek pod prysznic z mikrokapsułkami ujędrniający (magnolia)
Z linii BIKINI:
- nawilżająco- łagodzący balsam po opalaniu S.O.S.
- karotenowy olejek do opalania SPF6

Używacie produktów wyszczuplających/ujędrniających?
A może znacie to serum?