3/30/2014

Nowości i podsumowanie marcowe :)

Witajcie ! :))

Marzec zbliża się ku końcowi, więc czas na comiesięczne podsumowanie :)
Postanowiłam też, że dziś pokażę Wam co nowego do mnie przybyło w tym miesiącu. Nie jest może tego wiele, w porównaniu do niektórych zakupoholiczek, ale jak na ostatnie miesiące, marzec obfitował u mnie w nowości wyjątkowo. Sama lubię oglądać co u Was przybyło, więc mam nadzieję, że i Wy z ciekawością zajrzycie do mnie :)

No to lecimy! :)
Zacznijmy od kilku marcowych fotek!

1. Torcik urodzinowy 2. Trochę pyszności 3.Kolejna DE do kolekcji, tym razem waniliowa
1. Spotkanie lubelskich blogerek 2.Świeca Glade- miła odmiana od YC 3. A tą kolczastą kuleczkę widzieliście już na FB
1,2 - sąsiadów Kot, bardzo chciałam go kiedyś tu zamieścić, bo jest cały biały! no i się udało :)
1. Dzień Kobiet 2. Owocki z bitą śmietaną, mmmm! 3. Bileciki na Kabaret- Łowcy.B
No i zdjęcie miesiąca ! (o ile nie roku!) Ja i TEN Mariusz Kałamaga
do tej pory nie mogę uwierzyć, że to prawda :)

A teraz czas na NOWOŚCI marcowe :)

Na Rozdawajce udało mi się wygrać bon o wartości 75zł do sklepu Naturica, który zaowocował takimi oto zakupami:
Rzadko maluję pazurki, ale jak zobaczyłam te lakiery w promocji, to stwierdziłam, że MUSZĄ być moje :D
Skusiłam się też na mydło północne zachwalane (i zakupione) przez Mój Zakupoholizm
Od Equilibry otrzymałam kolejną przesyłkę w ramach współpracy.
W marcu mój blog został wylosowany do testowania produktów Eveline, wczoraj otrzymałam taką oto przesyłkę :)
I nowości niekosmetyczne.
Butów mam dużo za dużo, ale tym nie mogłam się oprzeć- takie wiosenne kolorki i ceny przyjemne dla portfela bardzo! Pierwsza para z Pepco, druga ze zwykłego sklepiku.
I to tyle jeśli chodzi o marzec zdjęciowy i nowościowy :)

W kwietniu mam zamiar zakupić: filcową torebkę, kilka wosków i trochę dobroci z Maroko Sklep.
I oby nic więcej ;)

A jak Wam minął marzec? :)
Buziaki!

3/28/2014

Pojedynek glinek ;)

Heeej, hej! :)

O mojej miłości do glinek już mówiłam- kocham, kocham, kocham. Aleee... nie wszystkie jednakowo. Jedne bardziej, inne mniej. I dziś czas na małą walkę pomiędzy dwiema, a mianowicie: glinką czarną przeciwtrądzikową z aloe i echinaceą dla tłustej i problematyczniej skóry, a maską oczyszczającą z błękitną glinką, żeń-szeniem i złotym korzeniem do każdego rodzaju cery.
Ich nazwy są dość długie, więc na potrzeby notki, przyjmijmy, iż jest to glinka czarna i glinka błękitna- z obu i tak przecież powstają maseczki ;)
Oba produkty mają podobne saszetkowe opakowania, różniące się kolorystyką. Jedna i druga saszetka zawierają po 60g glinek, która to pojemność wystarcza na ok. 5 użyć. Oprócz kolorystyki opakowań, glinki różnią się też nieco właściwościami. Najpierw opiszę cechy i działanie obu glinek, a następnie zobrazuję najważniejsze informacje tabelarycznie.

Zacznijmy od glinki czarnej.
Glinka ta ma po rozrobieniu z wodą konsystencję, w której wyczuwalne są ziarenka. Nie uda nam się z niej wytworzyć gładkiej masy, ale też nie ma problemu grudek- nie tworzą się. Zmywa się nie najgorzej, jednak istnieje potrzeba użycia w tym celu gąbeczki- samymi dłońmi jest dość ciężko ją zmyć. Jaki uzyskujemy efekt? Twarz jest baaardzo zmatowiona, mam wrażenie, że aż za bardzo. Glinka nie wysusza skóry, ale też słabo nawilża. Brakuje mi trochę ładnego promiennego wyglądu buzi, jaki często występuje po robieniu maseczek- w przypadku tej nie ma co na takowy liczyć. Twarz jest wręcz... szara i zmęczona, co mnie mocno zaskoczyło- być może wpływ na to ma to duże zmatowienie, jakie powoduje glinka. Nie powoduje zmniejszenia zaczerwienień i podrażnień na twarzy. Maseczka z glinki czarnej doskonale oczyszcza pory- szczególnie widoczne jest to na nosie. I jeszcze jedna bardzo ważna uwaga- następnego dnia po użyciu tej glinki, na twarzy pojawiło się u mnie więcej "niespodzianek"- glinka "wyciągnęła" na zewnątrz wszelkie siedzące pod skórą niedoskonałości. Jeżeli oczekujemy efektu oczyszczenia cery- możemy na niego liczyć :) Nie mogę powiedzieć, że glinka ta źle wpłynęła na moją cerę, przecież prędzej czy później niedoskonałości i tak by wyszły, a glinka ta przyspieszyła tylko ten proces.

Druga bohaterka dzisiejszego posta- glinka błękitna.
Konsystencja tej glinki po rozrobieniu z wodą jest bardzo gładka, nie wyczuwalne są "składniki", ani nie tworzą się grudki. Bardzo dobrze się zmywa, bez konieczności użycia gąbeczki. Efektów jej użycia jest wiele! Po pierwsze maseczka taka bardzo ładnie matowi twarz. Świetnie redukuje zaczerwienienia, są dużo mniej widoczne. Jednocześnie też twarz staje się nawilżona, nabiera pięknego zdrowego kolorytu- widać, że jest świetnie oczyszczona. Na oczyszczenie porów możemy liczyć, jednak nie jest ono zbyt spektakularne. Po jej użyciu twarz wygląda- świeżo, zdrowo i do tego buzia jest taka mięciutka, że wciąż chciałoby się jej dotykać i dotykać :))

I obiecana tabela. Dla leniuszków, którym nie będzie chciało czytać się recenzji :P

Podsumowując- większe wrażenie wywarła na mnie glinka błękitna. Efekty po jej użyciu bardzo mnie zadowoliły. Nie mam nic przeciwko glince czarnej, jest całkiem OK, lubię ją, ale miłości z tego nie będzie. W glince błękitnej najbardziej podoba mi się to, że twarz po niej wygląda tak ładnie i świeżo. Z kolei największym atutem glinki czarnej, jest jak dla mnie- "wyciągnięcie" niedoskonałości na wierzch. Dziwi Was to? Jest to na prawdę wielki atut- która z nas lubi, jak zaskórnik siedzi pod skórą, często czerwony i bolący i nie chce wyjść? A noo właśnie- teraz rozumiecie, glinka go wyciągnie i po problemie ;) Wniosek taki: przed imprezą- glinka błękitna, gdy jesteśmy w domu i możemy pozwolić sobie na "gorszy look"- glinka czarna :)
Jak widzicie i jedna i druga mają swoje mocna strony, ale ja osobiście bardziej skłaniam się ku masce oczyszczającej z błękitną glinką, żeń-szeniem i złotym korzeniem do każdego rodzaju cery.

Glinki te dystrybuowane są przez firmę Biosfera Polska, a szukać możecie ich w sklepach zielarsko-medycznych, drogeriach kosmetycznych z naturalną kosmetyką, a chyba przede wszystkim- w internetowych drogeriach, specjalizujących się w sprzedaży rosyjskich kosmetyków.

Znacie te glinki? Jak się u Was spisały?

Pozdrawiam!
I życzę wszystkim miłego, słonecznego i udanego weekendu- wszak u mnie już się zaczął ;)

3/25/2014

Czy URODA urody Ci doda?

Hejka! ;)

Dziś chciałabym Wam opowiedzieć kilka słów na temat płynu micelarnego z linii Melisa, marki URODA. Jest on ostatnio dość popularny w blogosferze, toteż pewnie się już z nim spotkałyście- jak nie osobiście, to u kogoś na blogu. Niemniej mam nadzieję, że zapoznacie się również z moją recenzją.

A oto bohater dzisiejszego posta.
 Kilka słów producenta:
Skład:

Produkt umieszczony jest w plastikowej buteleczce, wizualnie całkiem przyjemnej dla oka- iście wiosenna grafika :) Opakowanie zawiera 200ml produktu. Buteleczka zamykana jest na "klik".
Moja opinia:
Zacznę od zapachu, który według mnie jest największym atutem tego płynu- świeży, orzeźwiający, nie czuć w nim chemii- baardzo, bardzo na plus! Płyn bardzo dobrze radzi sobie ze zmywaniem podkładu, czy zanieczyszczeń, które zgromadziły się na twarzy w ciągu dnia. Dużo gorzej spisuje się, jeśli chodzi o demakijaż oczu, ale czytając opis producenta, nie doszukujemy się, aby był on do tego przeznaczony- tak więc w sumie to nie można uznać tego za wadę. O ile twarz jest dobrze oczyszczona, to płyn pozostawia lepiącą warstwę ... Jednak to nie jest według mnie jego największy minus. Po przemyciu twarzy tym płynem, czuję ogromne gorąco, nie szczypanie, ale takie jakby pieczenie, odczucia są podobne, do tych, gdy się za mocno opalimy. Twarz nie jest niby zaczerwieniona, czy podrażniona, ale nie podoba mi się efekt mega gorąca ;/ Na szczęście te odczucia nie trwają długo. No i kolejna wada- podczas jego używania, pogorszył się stan mojej cery. Wiele razy wspominałam, że jest ona bardzo kapryśna i wymagająca, no i ten płyn jej nie podszedł. Przypuszczam, że na pogorszenie stanu cery wpływ miał ten tłusty film, jaki płyn pozostawia.
Z racji, że płyn dobrze radzi sobie z eliminowaniem zanieczyszczeń, jest on wydajny. Poza tym, jego cena zasługuje na plus, gdyż kosztuje on ok. 7zł za 200ml. Myślę, że za taką cenę warto go wypróbować- czytałam, że u wielu dziewczyn się sprawdził, u mnie niestety nie. Szukać go możecie w mniejszych osiedlowych drogeriach lub w sklepie internetowym producenta.

Lepiąca warstwa, pieczenie oraz zły wpływ na moją cerę, sprawiają, że ja już po ten płyn nie sięgnę.

Znacie ten płyn? Jak się u Was spisał?

Buziaki! :*

3/24/2014

Mineralny oczyszczający scrub do ciała.


Dzień dobry Kochani! :)

Jak tam u Was pogoda?
U mnie ładnie- świeci słonko, nie pada, ale coś jakby zaczynało się chmurzyć, oby nie padało!
No OK, nie odbiegajmy od tematu.
Dziś zapraszam na recenzję mineralnego oczyszczającego scrubu do ciała, Belita&Vitex.
Produkt umieszczony jest w tubce o pojemności 200ml. Opakowanie jest zakręcane, zdecydowanie lepiej widziałabym zamykanie na "klik".
Od producenta:
Skład:
Parafina na drugim miejscu ;/

Moja opinia:
Scrub ma niezbyt gęstą, ale też nie za rzadką konsystencję- jest ona odpowiednia, co sprawia, że bardzo dobrze rozprowadza się on na ciele i nie ucieka przez palce. Produkt nie pieni się, przez co musimy go trochę użyć, aby pokryć całe ciało, wynikiem tego jest nie najlepsza wydajność owego zdzieraka. Scrub jest bardzo przyjemny w dotyku, przypomina balsam, ale zawiera wiele drobineczek, które mimo że są malutkie, są dość ostre- wystarczająco, by czuć, iż ciało jest wypeelingowane.
Zapach produktu jest bardzo miły dla nosa, delikatny, nie duszący, jak dla mnie kojący. Po samym zabiegu peelingowania skóra jest zaczerwieniona, co potwierdza, iż drobinki "zrobiły robotę" - tak być powinno. Zaczerwienienie znika dość szybko. A później ... można się tylko cieszyć z gładziutkiej i baaardzo mięciutkiej skóry! Przypuszczam, iż na miękkość tą ma wpływ zawarta w składzie parafina, gdyż po peelingach bez niej, skóra była oczyszczona, gładka, ale nie aż tak miękka. Sprawia to, że nie jest konieczne nakładanie balsamu- fajna opcja, gdy się nam spieszy. Jeżeli o mnie chodzi, to parafina nie przyniosła skutków ubocznych, obyło się bez zapchania porów skóry, jednak produktu używałam 2-3 razy w tyg.
Przyznam, że jestem zadowolona z działania tego produktu.
Jedyne co mogę mu zarzucić, to słaba wydajność.

Jeżeli chodzi o dostępność, to produktu należy szukać w drogeriach kosmetycznych z naturalną kosmetyką oraz w sklepach internetowych- szczególnie tych, które zajmują się sprzedażą rosyjskich kosmetyków.
Produkt dystrybuowany jest przez firmę Biosfera Polska.

Znacie ten scrub? A może używałyście innych produktów z tej serii?

Pozdrawiam! :))

3/23/2014

Zjedzmy coś! :D

Dzieeeń dobry! :)

Dziś mam dla Was pomysł na ... przystawkę, która równie dobrze może być pyszną kolacyjką :)
Efekt końcowy prezentuje się tak ...
 No i już wiadomo, co podano do stołu- nuggetsy z kurczaka!

Pewnie większość z Was wie jak je zrobić, ale może choć jednej osóbce przyda się ten przepis.
Zaczynamy!

Do nuggetsów niezbędna jest pierś z kurczaka, w ilości zależnej od osób, które zamierzamy obdzielić naszym daniem. Pierś z kurczaka kroimy na paseczki/kawałeczki i przyprawiamy w zależności od upodobań- ja dodaję pieprz, vegetę i przyprawę do kurczaka. Odstawiam to na kilka godzin, aby kurczak dobrze naszedł przyprawami.
Kolejnym składnikiem niezbędnym do wykonania nuggetsów w domowych warunkach są płatki kukurydziane, które należy rozgnieść na drobne. Ilość oczywiście zależna od ilości piersi z kurczaka.
Gdy kurczak nabierze już odpowiedniej mocy przyprawowej, dolewamy do niego oleju, tak aby płatki, w których będzie obtaczany, dobrze do niego przylegały. Oczywiście nie ma to być kąpiel olejowa, a jedynie zwilżenie. Potem przystępujemy do obtaczania kawałków kurczaka w płatkach.
Kolejnym krokiem jest usmażenie obtoczonych w płatkach kawałków kurczaka. Smażymy na rozgrzanym oleju ok. 2 minuty z każdej strony, aby uzyskać taki efekt:
Gotowe!! :)

Moja propozycja podania wygląda tak:
Nuggetsy + sos czosnkowym + sałatka (kapusta pekińska i ogórek połączone sosem czosnkowym)
Można jeszcze dodać do tego frytki i wtedy jedzonko full wypas ;)

Jak dla mnie- pyyyycha!
I całej mojej rodzince smakuje również, więc zachęcam do skorzystania z przepisu.
Kobiety- Wasi faceci na pewno nie pogardzą, gdy podstawicie im pod nos taka kolacyjkę ;)

Lubicie nuggetsy? Robicie je w domu?
Znacie ten przepis?

Buziaki! :*

3/22/2014

Ponowne losowanie zwycięzcy rozdania- sprawdź czy wygrałaś/eś !!!

Witajcie!

Dzisiejsza piękna sobota będzie dla kogoś z Was jeszcze piękniejsza!
Dlaczego? Ano dlatego, że poprzednia zwyciężczyni rozdania nie zgłosiła się po nagrodę (chociaż pisałam do niej mejla w tej sprawie), o czym z resztą informowałam Was pod poprzednim postem.

W związku z powyższym dziś wylosowałam nową osobę.
Jeszcze tylko dodam, że pewna "cwaniara" myślała, że jest bystra i szybciutko po ogłoszeniu poprzednich wyników zrezygnowała z obserwacji bloga- biedactwo nie przewidziało, że odbędzie się ponowne losowanie.

Ok, nie przedłużam. Losujemy ...
A pod tym numerkiem kryje się ...
Kochana GRATULUJĘ CI! :)

Tym razem nie będę wysyłała mejla, czekam na wiadomość od Ciebie z danymi do wysyłki nagrody (mam nadzieję, że odezwiesz się w ciągu trzech dni- tyle standardowo czekam) :))

A Wam Kochani życzę miłego i ciepłego weekendu!
Buziaki! :*

3/21/2014

Mężuś testuje i pachnie czekoladowo! :)

Heeej, hej! :)

Dziś przybywam do Was z recenzją produktu testowanego przez mojego Męża. Rzecz tyczy się nawilżającego balsamu do ciała i twarzy dla mężczyzn, marki Palmer's.
Produkt umieszczony jest w ładnokształtnym plastikowym opakowaniu, o pojemności 250ml.
Opakowanie zamykane jest na "klik", balsam wydostaje się z niego bez problemu.
Producent pisze o nim tak:
Skład, byłby całkiem OK, gdyby nie parafina (na szczęście nie na początku)
Balsam ma dosyć gęstą konsystencję i jest barwy jasnożółtej.
Co sądzi o nim mój Mąż?
Zaczniemy od zapachu, na temat którego mogę wypowiedzieć się również i ja- jest obłędny! Czekoladowy, ale wyczuwalna jest w nim ta charakterystyczne męska nuta. Zapach baaardzo długo utrzymuje się na skórze. Mimo gęstawej konsystencji produkt bardzo dobrze rozprowadza się na skórze, jest wydajny. Dość szybko się wchłania, nie pozostawia na skórze tłustej czy lepiącej warstwy, a przyjemną powłoczkę, dzięki której skóra natychmiast staje się mięciutka. Po pierwszym użyciu z ust mojego Męża padło stwierdzenie: "Ooo jaką fajną mam skórę, nie jest taka sztywna". Dłuższe stosowanie poprawiło ogólne nawilżenie skóry, jej jędrność i gładkość. Po pewnym czasie od posmarowania twarzy balsamem, odczuwalne jest przyjemne chłodzenie. Dodatkowo balsam ten eliminuje podrażnienia skóry po goleniu oraz łagodzi zaczerwienienia. Mimo parafiny w składzie, nie przyczynił się do zapychania porów na twarzy Męża.
Przyznam się, że parę razy podkradłam sobie ten balsam, skusił mnie ten wspaniały zapach! Do twarzy go nie używałam (ja się jednak parafiny obawiam), ale ciało było po nim bardzo miękkie, przyjemne w dotyku no i cudownie pachnące!
Zatem moje Drogie, jak kupicie ten balsam swoim facetom, to pożytek będziecie miały i Wy :)
Podsumowując jest to produkt o bardzo dobrym działaniu, wyjątkowym zapachu, a do tego uniwersalny- i do ciała i do twarzy. My nie znaleźliśmy w nim wad :) No może poza słabą dostępnością ...
Gdzie kupić produkty Palmer's przeczytać możecie tu KLIK!

Panowie (tym razem zaczynam od Was) i Panie- znacie ten balsam? :)
Buziaki! :*

P.S. Minęły właśnie trzy równiutkie doby od opublikowania wyników rozdania, zwyciężczyni się nie zgłosiła (chociaż napisałam do niej mejla), więc szykujcie się na ponowne losowanie! :)
Jutro los się do kogoś uśmiechnie ;)

3/20/2014

Spotkanie lubelskich blogerek! ;)

Hej, heeej! :)

W sobotę (15-go marca) miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu lubelskich blogerek. W moim przypadku udział ten był spontaniczny, ponieważ w czwartek przed spotkaniem ktoś zrezygnował i miejsce to zaproponowano mnie :) a że akurat nie miałam planów na sobotę, z radością się zgodziłam :) Dziękuję! :)

Spotkanie organizowane było przez Anię i Olę, a odbyło się w klubie studenckim Kazik. Miałyśmy fajne wydzielone miejsce na końcu duuużej sali, obsługa też OK, więc polecam ten lokal :)

Babeczki, dla fajnych Babeczek od Katie's Cupcake oraz przypinki od Przypinka.pl
Organizatorki
Na początek odwiedziła nas Pani Renia z Maroko Sklep, która ciekawie opowiadała o produktach znajdujących się w asortymencie sklepu oraz ich cudownych właściwościach.
Niektóre z uczestniczek spotkania zostały przez Panią Renię pomalowane.
Później nadszedł czas na "małe" co nieco :D
Z Żanetą skusiłyśmy się na pyszną kawkę ;)
Od Klubu Kazik dostałyśmy pyszny obiadek- chyba przecenili nasze możliwości, bo nie podołałyśmy, aby wszystko zjeść ;)
Odwiedziła nas też Pani z Mary Kay.
A później Organizatorki obdarowały nas upominkami od firm.
Rozmowom nie było końca! Najbardziej wytrwałe Dziewczyny (w tym ja) zostały do samego końca, czyli do godz. ok 19.00 (spotkanie zaczęło się o 13.00). Mimo, iż większość z nas się nie znała, to spotkanie przebiegło w bardzo luźnej, sympatycznej atmosferze. Ach te lubelskie Dziewczyny! :)
Lista uczestniczek:

Dziękuję Organizatorkom za wspaniałe spotkanie! Szczególne podziękowania dla Ani za zaproszenie :* Dziękuję wszystkim uczestniczkom za mile spędzony czas i fajną atmosferę.Do następnego! :)

Podziękowania też dla firm, które przekazały dla nas upominki :)
Wyświetlanie sponsorzy.png 
 
Minionej soboty długo nie zapomnę :)