3/28/2014

Pojedynek glinek ;)

Heeej, hej! :)

O mojej miłości do glinek już mówiłam- kocham, kocham, kocham. Aleee... nie wszystkie jednakowo. Jedne bardziej, inne mniej. I dziś czas na małą walkę pomiędzy dwiema, a mianowicie: glinką czarną przeciwtrądzikową z aloe i echinaceą dla tłustej i problematyczniej skóry, a maską oczyszczającą z błękitną glinką, żeń-szeniem i złotym korzeniem do każdego rodzaju cery.
Ich nazwy są dość długie, więc na potrzeby notki, przyjmijmy, iż jest to glinka czarna i glinka błękitna- z obu i tak przecież powstają maseczki ;)
Oba produkty mają podobne saszetkowe opakowania, różniące się kolorystyką. Jedna i druga saszetka zawierają po 60g glinek, która to pojemność wystarcza na ok. 5 użyć. Oprócz kolorystyki opakowań, glinki różnią się też nieco właściwościami. Najpierw opiszę cechy i działanie obu glinek, a następnie zobrazuję najważniejsze informacje tabelarycznie.

Zacznijmy od glinki czarnej.
Glinka ta ma po rozrobieniu z wodą konsystencję, w której wyczuwalne są ziarenka. Nie uda nam się z niej wytworzyć gładkiej masy, ale też nie ma problemu grudek- nie tworzą się. Zmywa się nie najgorzej, jednak istnieje potrzeba użycia w tym celu gąbeczki- samymi dłońmi jest dość ciężko ją zmyć. Jaki uzyskujemy efekt? Twarz jest baaardzo zmatowiona, mam wrażenie, że aż za bardzo. Glinka nie wysusza skóry, ale też słabo nawilża. Brakuje mi trochę ładnego promiennego wyglądu buzi, jaki często występuje po robieniu maseczek- w przypadku tej nie ma co na takowy liczyć. Twarz jest wręcz... szara i zmęczona, co mnie mocno zaskoczyło- być może wpływ na to ma to duże zmatowienie, jakie powoduje glinka. Nie powoduje zmniejszenia zaczerwienień i podrażnień na twarzy. Maseczka z glinki czarnej doskonale oczyszcza pory- szczególnie widoczne jest to na nosie. I jeszcze jedna bardzo ważna uwaga- następnego dnia po użyciu tej glinki, na twarzy pojawiło się u mnie więcej "niespodzianek"- glinka "wyciągnęła" na zewnątrz wszelkie siedzące pod skórą niedoskonałości. Jeżeli oczekujemy efektu oczyszczenia cery- możemy na niego liczyć :) Nie mogę powiedzieć, że glinka ta źle wpłynęła na moją cerę, przecież prędzej czy później niedoskonałości i tak by wyszły, a glinka ta przyspieszyła tylko ten proces.

Druga bohaterka dzisiejszego posta- glinka błękitna.
Konsystencja tej glinki po rozrobieniu z wodą jest bardzo gładka, nie wyczuwalne są "składniki", ani nie tworzą się grudki. Bardzo dobrze się zmywa, bez konieczności użycia gąbeczki. Efektów jej użycia jest wiele! Po pierwsze maseczka taka bardzo ładnie matowi twarz. Świetnie redukuje zaczerwienienia, są dużo mniej widoczne. Jednocześnie też twarz staje się nawilżona, nabiera pięknego zdrowego kolorytu- widać, że jest świetnie oczyszczona. Na oczyszczenie porów możemy liczyć, jednak nie jest ono zbyt spektakularne. Po jej użyciu twarz wygląda- świeżo, zdrowo i do tego buzia jest taka mięciutka, że wciąż chciałoby się jej dotykać i dotykać :))

I obiecana tabela. Dla leniuszków, którym nie będzie chciało czytać się recenzji :P

Podsumowując- większe wrażenie wywarła na mnie glinka błękitna. Efekty po jej użyciu bardzo mnie zadowoliły. Nie mam nic przeciwko glince czarnej, jest całkiem OK, lubię ją, ale miłości z tego nie będzie. W glince błękitnej najbardziej podoba mi się to, że twarz po niej wygląda tak ładnie i świeżo. Z kolei największym atutem glinki czarnej, jest jak dla mnie- "wyciągnięcie" niedoskonałości na wierzch. Dziwi Was to? Jest to na prawdę wielki atut- która z nas lubi, jak zaskórnik siedzi pod skórą, często czerwony i bolący i nie chce wyjść? A noo właśnie- teraz rozumiecie, glinka go wyciągnie i po problemie ;) Wniosek taki: przed imprezą- glinka błękitna, gdy jesteśmy w domu i możemy pozwolić sobie na "gorszy look"- glinka czarna :)
Jak widzicie i jedna i druga mają swoje mocna strony, ale ja osobiście bardziej skłaniam się ku masce oczyszczającej z błękitną glinką, żeń-szeniem i złotym korzeniem do każdego rodzaju cery.

Glinki te dystrybuowane są przez firmę Biosfera Polska, a szukać możecie ich w sklepach zielarsko-medycznych, drogeriach kosmetycznych z naturalną kosmetyką, a chyba przede wszystkim- w internetowych drogeriach, specjalizujących się w sprzedaży rosyjskich kosmetyków.

Znacie te glinki? Jak się u Was spisały?

Pozdrawiam!
I życzę wszystkim miłego, słonecznego i udanego weekendu- wszak u mnie już się zaczął ;)

26 komentarzy:

  1. niestety obie widze po raz pierwszy...

    OdpowiedzUsuń
  2. narobiłaś mi ochotę na glinkę błękitną, takiej jeszcze nie miałam :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja dzisiaj dostałam czarną, ale aż się boję..

    OdpowiedzUsuń
  4. nie miałam , ale za to testowałam glinkę żółtą i glinkę marokańską Gasshoul :) Polecam jak najbardziej

    OdpowiedzUsuń
  5. Maseczkę z czarnej glinki nakładałabym wyłącznie na strefę T :)
    Nie czytałam jeszcze żadnej recenzji, gdzie bloggerka zwróciłaby uwagę na ,,szarzenie'' buzi po takiej maseczce. Dzięki za uwagę, na pewno zapamiętam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mam czarną i lubię ją, ale rzeczywiście,jest cieżka do zmycia:<

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja używałam czarnej, dla mnie jest świetna :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tych jeszcze nie miałam,narazie używam tych w kartonowych opakowaniach glinek,ale jeżeli będę gdzieś je spotkam to skuszę się na tę błękitną,skoro twarz po niej jest mięciutka :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Błękitna interesująca, nie miałam chyba jeszcze takiej :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Lubię glinki i akcje domowe z nimi, mam białą, tych akurat nie próbowałam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja jestem jakaś uwsteczniona, bo z glinkami mi nie po drodze :)

    OdpowiedzUsuń
  12. widziałam je ostatnio, ale mam takie zapasy że łoho, a siostra glinkę błękitną mi z gór przywiozła : )

    OdpowiedzUsuń
  13. pierwszy raz sie z nimi spotykam, ale z checia bym je użyła!

    OdpowiedzUsuń
  14. ja też jeszcze nigdy żadnej glinki nie stosowałam :D ale mam białą z organique i czas ją wypróbować :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja zaczynam dopiero glinki odkrywać, ale już wiem że się do nich przekonam:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Tych glinek jeszcze nie miałam ;)
    A co do czarnego mydła , to muszę się dopiero za niego zabrać , bo miałam ostatnio urwanie głowy...;p Ale już czeka w łazience ;) Słyszałam o nim mnóstwo dobrych opinii (łącznie z Twoją) więc chyba już czas ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja w ogóle nie używam glinek, kiedyś musi być ten pierwszy raz ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ciekawa glinka,ja dziś stosowałam moją ukochaną od kilku lat maseczkę z glinką Dermaglin :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja bardzo lubię białą i żółtą glinkę :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Mi się podoba i ta i ta - najpierw wyciągnąć zaskórniki na wierzch a później błękitna zapewnić sobie promienny look :-) ale i tak jestem największą fanką glinki zielonej :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Nigdy nie używałam ani glinki czarnej ani błękitnej. Ze względu na me gigantyczne pory wybrałabym czarną ;) Muszę ją kupić :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Do tej pory używałam tylko glinek czerwonej i żółtej :) Z tymi styczności nie miałam :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Muszę wypróbować obie glinki, w końcu bardzo lubię takie specyfiki :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za komentarz :) Zostawienie go zachęca mnie do dalszej pracy oraz odwiedzenia Twojego bloga.